Przyznaję, nie przepadam za
świętami wielkanocnymi (i żadnymi innymi).
Nie czerpię zupełnie żadnej
satysfakcji z nerwowego machania szmatami na czas i wyganiania pająków zza
regału. Nie odczuwam erotycznej przyjemności, gdy podczas kupowania tony
żarcia, którego i tak nie dam rady zjeść, ocieram się w sklepach o miliony
innych ludzi, którym w źrenicach, poza szaleństwem, odbijają się mierzące
kilometry, listy zakupowe. Zapach jajek i kiełbasy wydostający się z koszyczka
wprawdzie działa na mnie odurzająco, ale niestety już nie czuję się świeżo i
radośnie jak Czerwony Kapturek, a raczej jak stara i schorowana a-dlaczego-masz-takie-duże-i-przekrwione-oczy-Babciu?
Ponieważ lodówka się nie domyka, to oczywiście znak, że jedzenia nadal jest za
mało, więc należy stoczyć walkę z Gordonem Ramseyem w jego piekielnej kuchni. I
tak, poza skrojonymi do sałatek warzywami, należy uciąć sobie chociaż jeden
palec oraz ugotować, upiec i usmażyć przynajmniej połowę pozycji z kilkuset
stronicowej książki kucharskiej. Jednocześnie.
Po czym przychodzi w końcu taki moment, który daje nadzieję,
niestety złudną, że teraz oto można już celebrować Wielkanoc leżąc przed
telewizorem i półprzytomnym wzrokiem śledzić niesamowicie przewidywalną
świąteczną ramówkę oraz reklamy pełne kolorowiutkich jajeczek-pisaneczek,
żółciutkich kurczaczków, puchatych zajączków i bakterii, z którymi upora się
tylko Domestos. Naiwni Wy, Ukochana Rodzinka sama się nie odwiedzi! Nie ma
przecież nic a nic piękniejszego niż mielenie jęzorem o zgrabnych, ale pewnie
operowanych pośladkach Maryni i innych Ważnych Sprawach oraz maskowanie całej
gamy negatywnych emocji słodkimi uśmiechami, prosto z reklamy wielkanocnego żurku instant, wśród ludzi, do których twarzy
często przez całe to urocze posiedzenie próbuje się w myślach dopasować poprawne
imiona. A na koniec i tak nie wiadomo, kim jest ta pani z wąsem siedząca
naprzeciwko.
Oczywiście święta nie mogą też
istnieć bez składania życzeń.
Rokrocznie, moja skrzynka SMSowa zapychana jest wysyłanymi
masowo wierszykami. Standardowe rymowanki, które znam z poprzednich lat o pysznościach
w koszyku, barankach skubiących zieloną rzeżuchę oraz z dwuznacznymi poradami
dotyczącymi sposobów mycia jajek wszelkiego rodzaju. Czasami trafi się też jakaś
metafora, którą można odczytać jako życzenia braku problemów z kanalizacją.
W odpowiedzi na taki skopiowany z internetu i wysłany hurtem
‘do wielu’, identyczny jak rok, dwa i pięć lat temu, „szczery” tekst, mam
ochotę odpowiedzieć równie „szczere” spieprzaj
dziadu zamiast chociażby zdawkowe nawzajem.
Wolałabym zwykłe i standardowe życzenia „wesołych świąt”, byle od serca.
Ewentualnie żadne, w końcu to też jasny przekaz – mam cię w dupie.
Korzystając z okazji, sama sobie, szczerze życzę spokoju, fajnych zabawek w Jajkach z Niespodzianką, dużo schabu ze śliwką i dużo mazurka. A Wam wszystkiego, czego chcecie. I
Wesołych Świąt!
A.