piątek, 3 sierpnia 2012

summertime

Zaskakująco i przewrotnie okazało się że lato będzie w hałaśliwym mieście, a nie przytulnym domu rodziców daleko stąd. Choć warunki zupełnie się zmieniły, to rozkoszuję się miastem, jego szarą codziennością pozbawioną wycieczek rowerowych nad Wisłę w samo południe. Codziennie w autobusie, metrze i jeszcze raz metrze i autobusie. Zdaje się, że jeszcze zaledwie chwila i z ludźmi na przystanku rano będę wymieniać niezdrowo życzliwe dzień dobry i do zobaczenia jutro jak zwykle 9:07. 


http://germanhistorydocs.ghi-dc.org/
Wyrywając się z tej uprzęży na kilka dni uświadomiłam sobie jak bardzo jestem przyzwyczajona do stolicy. Gdańska nie polubię chyba nigdy wybitnie bo nie mają tanich chińczyków i obiad w zasadzie można zjeść tylko w wysublimowanej restauracji na Długim Targu, Sopot stał się mekką młodych, bogatych po rodzicach i mniej bogatch ale aspirujących do tańców z Kasią Tusk. Gdynia uratowała honor całego wybrzeża, głównie dlatego że ichniejsze nudle w pudle spotkałam zaraz przy stacji pociągu. Może to jednak jedzenie jest wyznacznikiem jakości miasta w moim życiu?!



I wróciłam, zadowolona z wczasów ale szczęśliwa szalenie że już w domu. Tak, zdecydowanie dom jest tutaj. Tu wiem gdzie tanio jeść, gdzie kawa lepsza niż w Macu i gdzie posiedzieć na trawie z książką. Pędzący pociąg metra nie zaskakuje ostrym hamowaniem, autobus jest 4 na 5 dni spóźniony, a babcie pytające o drogę z reguły i tak wiedzą lepiej tylko chcą sprawdzić jak bardzo Ty się mylisz.


'I can cheat on you with every city, but they all make love just the same.'


K.