niedziela, 28 października 2012

na sprzedaż


Niedziela to taki dzień z jednej strony urokliwy i spokojny, z drugiej wieczorami staje się neurotyczno-depresyjny, bo przecież poniedziałek. Ta wieczorna część dnia tydzień w tydzień jest taka sama, za to udaje mi się coś zmieniać w porankach i popołudniach. Chociażby trasę spaceru obrać inną.

http://2012.warszawawbudowie.pl
Z powodu zmiany trasy trafiłam dzisiaj do Muzeum Sztuki Nowoczesnej na festiwal Warszawa w budowie – Miasto na sprzedaż. To czwarta edycja tego festiwalu i tym razem mówią o sprzedaży miasta reklamom.  Cała wystawa opowiada historię reklam zewnętrznych, od pierwszych szyldów nad sklepami, przez kolorowe neony, aż po ogromne billboardy i banery na pięknych budynkach. Super częścią jest Reklama to sztuka, tam pokazane są ciekawe prace malarzy i grafików, którzy przed laty zajęli się reklamą. No i PRZYSZŁOŚĆ, dla geeków tabletowych raj. Elektronika, najnowsze technologie według tego, co widziałam mogą sprawić, że reklamy będą mniej nachalne i zwyczajnie mniejsze a i lepiej dopasowane do naszych wysublimowanych gustów.

Ciekawie spędza się tam czas. Jednak można powiedzieć, że to dosyć smutna wystawa. Bo wychodząc jedyne, co jest się w stanie zobaczyć to właśnie te ogromne, kolorowo mrugające reklamy, zasłaniające coraz więcej przestrzeni. Po Euro fakt Warszawa przestała zmieniać się z Orange, ale nadal z balkonu patrząc na centrum nie widać ciepłej żółtej łuny mieszkań, a jedynie taką białą, mroźną od neonów.

Jeśli neony, to tylko takie w starym stylu, pełne uroku i niosące jakąś historię!


K.

wtorek, 23 października 2012

"Poniedziałku, ja tak strasznie się pomyliłam..."


www.facebook.com
Poniedziałek, dla jednych najgorszy, dla innych najzwyklejszy dzień tygodnia. Dla mnie szczęśliwie ten był koncertowy, i to nie byle jaki.
Katarzyna Groniec w kręgach młodzieżowo-dojrzewajaco-młodych dorosłych mało znana, uważana za smętnie śpiewającą. Fakt po jej płyty sięgam z reguły w aurze jesiennej depresji, zaraz po powrocie do domu z nowym słoikiem nutelli.
A tu koncert w październiku, depresji brak i nadal się podobało. Nie tylko mi ale całej sali. Były gwizdy, okrzyki i to głównie męskie. Niesamowitą energię widać na scenie, zarówno Groniec ale też od muzyków, świetnie się bawili tam. Sama wokalistka to dla mnie przykład artystki, tak z definicji, a nie tylko piosenkarka. Całym ciałem śpiewa i przeżywa na bieżąco emocje, tym odróżnia się od tłumu manekinów odśpiewujących piosenki z płyt. Jej aktorskie wstawki z elementami komizmu skutecznie zmniejszały ciśnienie wzruszenia po trudnych chwilach i rozwiązał się problem foliowego szumu przy wyciąganiu chusteczek. I żywy śmiech publiki przy kawałkach bardziej komediowych, choć o poważnych sprawach. O ostatniej płycie mówi "zapis przemyśleń, jakie nawiedzają kobietę po 35. roku życia", nie wiem czy to prawda bo jeszcze po 35 nie jestem, ale coś mi mówi że dużo w tym racji. Fajna, dojrzała i nie zdziadziała, a przecież już po 40-stce!



Połowę jej mądrości chciała bym mieć.


K.

czwartek, 18 października 2012

big warsaw dream


Gdzieś między wakacjami, które skończyły się z pierwszym dniem pracy, ową pracą i październikowym powrotem na studia, nadeszło pytanie cholernie egzystencjalne ale bardzo zużyte: Co z tym życiem? Bo zasmakowawszy uroków studiowania/ niestudiowania/ pracowania w elastycznym czasie pracy/ i w tym stricte ustalonym 9-17, nadszedł czas zastanowienia się i co dalej?, bo chyba długo już tak być nie może.

Czas nanoszenia lekkich poprawek na marzenia i plany, bo a nuż uda się je zrealizować. Bo przecież już od małego mówili, że dobry plan to podstawa sukcesu. To się odcisnęło w mojej głowie i teraz same plany mam i każdy lepszy od poprzedniego, a działań brak. Lenistwo przykrywane słowem niemoc. 

www.realbiztips.com

Wiedzieć czego się chce i jak to zrobić, to już coś. Niby tylko jeden krok od finału. Jeden ogromny, stumilowy przez większość nazywany pracą. Taką na własny rachunek albo na czyjś, ważne że pomaga w osiąganiu celów. Wychowane na Seksie w wielkim mieście i Magdzie M. są realistkami, nie oczekują spotkania miłości życia na studiach, ani najwyższego szczebla kariery przed 30-tką. Tylko jakoś tak racjonalizm takich opowieści nie mówi jak wziąć się do roboty skoro życie i studia pozwalają nic nie robić. Mobilizacji mi trzeba, bo mnie oszukiwały te bohaterki. Wcale a wcale nikt nie pokazał jak się zaczyna tę piękną, szaloną i kolorową karierę.

K.