środa, 23 maja 2012

Pieprzna czekolada


W czasach, gdy nosiłam ubrania na metr dziesięć, wierzyłam w miłość wielką i obrzydliwie słodką, a o szczęściarzach, których dopadła można by powiedzieć i żyli długo i szczęśliwie. Wierzyłam, że każdy dzień zaczyna się i kończy wspólnie, jedząc czekoladowy tort z kolorową posypką, i popijając go dosładzanym sokiem z malin. A po tym wszystkim różowymi bańkami się odbija i szczęściem, a nie z powodu przejedzenia. Sądziłam, że czas spędza się razem w wesołym miasteczku, albo biegając boso po łące z wiankiem na głowie, bo kontakty cielesne ograniczają się jedynie do trzymania się za ręce i skradania, smakujących cukierkami, pocałunków.

            Jednak odkąd przerzuciłam się na damską rozmiarówkę, doszłam do wniosku, że w swoich poglądach byłam naiwna, tak samo, jak w przypadku, gdy sądziłam, iż zmieszczę się w małą eSkę. Okazało się, że nie ma żadnego wianka, jedynie metaforycznie, za to cellulit, rozstępy i błona dziewicza są naprawdę. Zbyt długa jazda na karuzeli przyprawia o mdłości, a poza głośnym śmiechem, słychać jeszcze kłótnie i płacz.
Ale na co dzień, niekoniecznie wszystko powinno spływać lukrem. Polubiłam gorzką herbatę i niezwykle dużo pieprzu w potrawach.
Idealnie czerwona, wypolerowana i błyszcząca miłość jest plastikowa i nudna. Potrzeba w niej też trochę zgrzytów, zakalca zamiast tortu i ostrych przypraw piekących w gardło i w oczy. Prawdziwości i intensywności nowych smaków.

Marzy mi się właśnie taka, wyważona w idealnych proporcjach. Jak czekolada z chili.


            Obserwując jednak w ostatnim czasie moich znajomych, opuszcza mnie nadzieja, że coś takiego da się w ogóle osiągnąć. Do czynienia mam ze skrajnościami. Płacz i zgrzytanie zębów wyłącznie, bo On jest zimny jak ciekły azot, jest chamem, albo jeszcze gorzej – jest nieosiągalny. Słucham więc wciąż o niewyobrażalnym cierpieniu i tęsknocie, o depresji, dołkach i lejach jak po bombie. Idąc w drugą stronę, słyszę o miłości wielkiej aż po grób, po czym okazuje się, że nie jest wręcz cudownie i fantastycznie, a po prostu „może być. A w zasadzie to nic ciekawego”.

Zakochani to niewątpliwie psychotycy i permanentni masochiści.

A.

1 komentarz:

  1. Coś w tym jest, że głównie spotyka się takie skrajności. Ale zdarza się też trochę inaczej, wiem coś o tym :)

    OdpowiedzUsuń