piątek, 18 maja 2012

Everyone has a little dirty laundry.

Mówią, że kończąc dobrą książkę człowiek czuje się jakby stracił przyjaciela. Owszem potwierdzam, ale tylko z jedną książką tak mam. Tymczasem odkryłam, że porzuciła mnie przyjaciółka, a w zasadzie cztery wspaniałe kobiety – Desperatki. Jakkolwiek banalnie i płytko to by nie zabrzmiało, to uwielbiałam je. Głównie chyba, dlatego że przyjaźń między nami była dość regularna i wymagała spotkań tylko raz w tygodniu, nie musiałam z nimi jeździć na wakacje i wygodne było to, że nic nie chciały w zamian! A ja mogłam spokojnie wchodzić do ich, jakby nie było, absurdalnego świata ( c’mon jak często na jednej ulicy mieszka kilku morderców, podmieniaczy dzieci i samobójców) i wciągając się coraz bardziej w kolejne wątki, pomyśleć: hej, mój hałaśliwy sąsiad chyba nie jest aż tak straszny i mogło być o wiele gorzej. 

Tak, zdecydowanie dawały mi dobry punkt odniesienia do sporej części problemów i narzekań. Bardziej to poprawne (mimo odrealnienia) niż porównania do problemów prawdziwych osób i podnoszenie swojej samooceny odbijając się innych ludzi. Czas znaleźć nowy punkt programu na poniedziałkowe wieczory!

http://simplesapien.com
K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz