Lubię filmy, które zajmują myśli
jeszcze długodługo po wyjściu z kina. I tak było tym razem. Nieustająco
towarzyszyły mi wyrzuty, że w swoim niewypowiedzianym lenistwie nie ruszyłam
tyłka z fotela i kilkadziesiąt cennych minut wyleciało z mojego życiorysu.
Biorąc pod uwagę pojawiające się recenzje "Kac Wawy", nie spodziewałam się, że posmakuję dzieła wspaniałego jak czekoladowy
tort, ze szczytującą na czubku wisienką. Nie miałam jednak pojęcia, że będzie
to ciacho (sądziłam, że nic gorszego od "Ciacha" powstać nie może, a jednak), a
właściwie zakalec z kremem tak paskudnym, że zwraca się treść. Funkcja obronna
mojego organizmu zafundowała mi kulturalno-estetyczną sraczkę.
filmweb.pl |
Teraz właściwie nie musicie oglądać filmu, już wszystko
wiecie. Taki mały spoiler.
Nasunęła mi się jednak po seansie
krótka refleksja.
Wprawdzie nie mam tendencji do szufladkowania aktorów, ale po
tym bolesnym doświadczeniu, wrzuciłabym kilku - szczególnie Pawlickiego,
którego talent ogromnie cenię - do komody w stylu vintage i zamknęła na klucz.
Niech już lepiej zostanie przedwojennym amantem, dobrym rycerzykiem z równym
przedziałkiem we włosach.
Mam nadzieję, że gaże były w-cholerę wysokie, bo żadne inne
wyjaśnienie, dlaczego ktokolwiek wziął w t y m udział do mnie nie trafia.
Wy też mieliście po tym wszystkim ochotę znieczulić się i
zapomnieć?
PS. Nienawidzę 3D. Pieprzone okulary zostawiają czerwony
ślad na nosie.
A.
A propos Antka, z tego, co wiem wyszedł w trakcie projekcji, bo nie mógł zdzierżyć
OdpowiedzUsuń