Kolejny weekend, kolejne atrakcje (szczęśliwym trafem
darmowe ;) - podziękowania dla KoTo Biżuteria). Wielkie wydarzenie warszawskiego świata mody – tak zapowiadano tę imprezę. W rzeczywistości było bardzo ciekawie, ale do pokazów mody, które mamy
w wyobraźni, rodem z Seksu w wielkim mieście, to jeszcze Warszawie daleko.
Uznać mnie można za modową ignorantkę, więc cała moja opinia wypowiadana jest z
pozycji ostatnio szalenie popularnej, tj. nie znam się, to się wypowiem(!).
Przez cały czas, a głównie w przerwach między pokazami,
które zdawały się być niemiłosiernie długie, można było oglądać stoiska projektantów
w showroomie. Kupować można było również! Ale stoiska niestety bardziej
wpasowywały się w industrialny charakter SOHO Factory niż miejsca związanego z
modą, od tak zwykłe białe boxy z expo.
Piątkowe pokazy dojrzałam tylko początkowe. Najbardziej w
pamięci i tak pozostaną niepomalowane i licho uczesane modelki. Ja wiem, wiem
to o ciuchy a nie o piękno modelek chodzi. Jednak łatwiej byłoby skupić się na
kolekcjach gdybym nie zastanawiała się czy rozplącze się jej ten lekko związany
kok teraz czy po obrocie. Minimum lakieru i już byłabym całą uwagą przy
ciuchach. Sukienki Aleksandry Markowskiej z jednej strony stalowe i
zimne, a z drugiej strony wiosennie zwiewne, całkiem ciekawe. Jeszcze pokaz
torebek Barada Sevilla we współpracy z Deni Cler wszystko fajnie, super tylko
akurat na nim siedziałam, więc widziałam torebek urywki jedynie.
Cały sobotni wieczór nosił nazwę Fashion Rock i
stanowił połączenie koncertów z pokazami mody. Plus dla organizatorów za
ten pomysł, w dodatku dochód oddawali na fundację Rak’n’Roll. Z kolekcji, które
widziałam na pierwsze miejsce zasługuje The Frock by Kaja Śródka,
zielonego pojęcia nie mam kiedy bym taki frak ubrała ale są niesamowite. Pokaz Mozcau
nie porwał mnie a nawet nie podciął moich zmęczonych od stania nóg,
kolekcja bardzo prosta i ‘czysta’, stąd mój brak większego zachwytu. To zapewne
oczekiwania na kolekcje w stylu haute couture Diora, sprawiły, że dużo w mej
pamięci nie pozostało, z ciuchów jednak bardziej codziennych. Modowy weekend
zakończył się pokazem Alexis Reyna i tu juz bliżej było do tego, czego się
spodziewałam. Ubiory abstrakcyjne, okrutnie ciężkie jak na wiosnę. Projektant
jest też performerem, więc podczas pokazu pełnił rolę DJ-a. Wszystko zgrywało
się w jedną całość dopóki nie nastąpił moment, kiedy modele i modelki przestali
chodzić po wybiegu a on nadal grał. Chyba nie zapowiedział tego faktu i część
osób zwyczajnie wyszła a po kilku chwilach, prowadząca Ada Fijał nie zważając
na nadal grającego Alexisa, zza kulis pożegnała wszystkich przybyłych na Warsaw
Fashion Weekend i podziękowała sponsorom, próbując mówić głośniej od muzyki
granej przez projektanta.
Kończąc tę ekspercką opinie i relacje z imprezy, zacytuję
niezwykle sympatyczne panie, które siedziały niedaleko mnie: „chciałaś liznąć
trochę wielkiego świata, wstawaj i chodź dalej na pokaz”. Byłam, polizałam i
chętnie wrócę. Wiedza z zakresu najnowszych trendów i mody może być bardzo przydatna
i jedynie działać na lepsze ;)
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz