sobota, 7 kwietnia 2012

Świąteczne marudzonka


Przyznaję, nie przepadam za świętami wielkanocnymi (i żadnymi innymi).


Nie czerpię zupełnie żadnej satysfakcji z nerwowego machania szmatami na czas i wyganiania pająków zza regału. Nie odczuwam erotycznej przyjemności, gdy podczas kupowania tony żarcia, którego i tak nie dam rady zjeść, ocieram się w sklepach o miliony innych ludzi, którym w źrenicach, poza szaleństwem, odbijają się mierzące kilometry, listy zakupowe. Zapach jajek i kiełbasy wydostający się z koszyczka wprawdzie działa na mnie odurzająco, ale niestety już nie czuję się świeżo i radośnie jak Czerwony Kapturek, a raczej jak stara i schorowana a-dlaczego-masz-takie-duże-i-przekrwione-oczy-Babciu? Ponieważ lodówka się nie domyka, to oczywiście znak, że jedzenia nadal jest za mało, więc należy stoczyć walkę z Gordonem Ramseyem w jego piekielnej kuchni. I tak, poza skrojonymi do sałatek warzywami, należy uciąć sobie chociaż jeden palec oraz ugotować, upiec i usmażyć przynajmniej połowę pozycji z kilkuset stronicowej książki kucharskiej. Jednocześnie.
Po czym przychodzi w końcu taki moment, który daje nadzieję, niestety złudną, że teraz oto można już celebrować Wielkanoc leżąc przed telewizorem i półprzytomnym wzrokiem śledzić niesamowicie przewidywalną świąteczną ramówkę oraz reklamy pełne kolorowiutkich jajeczek-pisaneczek, żółciutkich kurczaczków, puchatych zajączków i bakterii, z którymi upora się tylko Domestos. Naiwni Wy, Ukochana Rodzinka sama się nie odwiedzi! Nie ma przecież nic a nic piękniejszego niż mielenie jęzorem o zgrabnych, ale pewnie operowanych pośladkach Maryni i innych Ważnych Sprawach oraz maskowanie całej gamy negatywnych emocji słodkimi uśmiechami, prosto z reklamy wielkanocnego żurku instant, wśród ludzi, do których twarzy często przez całe to urocze posiedzenie próbuje się w myślach dopasować poprawne imiona. A na koniec i tak nie wiadomo, kim jest ta pani z wąsem siedząca naprzeciwko.

Oczywiście święta nie mogą też istnieć bez składania życzeń.
Rokrocznie, moja skrzynka SMSowa zapychana jest wysyłanymi masowo wierszykami. Standardowe rymowanki, które znam z poprzednich lat o pysznościach w koszyku, barankach skubiących zieloną rzeżuchę oraz z dwuznacznymi poradami dotyczącymi sposobów mycia jajek wszelkiego rodzaju. Czasami trafi się też jakaś metafora, którą można odczytać jako życzenia braku problemów z kanalizacją.
W odpowiedzi na taki skopiowany z internetu i wysłany hurtem ‘do wielu’, identyczny jak rok, dwa i pięć lat temu, „szczery” tekst, mam ochotę odpowiedzieć równie „szczere” spieprzaj dziadu zamiast chociażby zdawkowe nawzajem. Wolałabym zwykłe i standardowe życzenia „wesołych świąt”, byle od serca. Ewentualnie żadne, w końcu to też jasny przekaz – mam cię w dupie.


            Korzystając z okazji, sama sobie, szczerze życzę spokoju, fajnych zabawek w Jajkach z Niespodzianką, dużo schabu ze śliwką i dużo mazurka. A Wam wszystkiego, czego chcecie. I Wesołych Świąt!

A.

2 komentarze:

  1. Podpisuję się pod tym tekstem rękami, a jeśli mogę, to i nogami :) Dobrze, że już po wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak w ogóle, to fantastyczne zdjęcie "rzygającego" jajka ;))

    OdpowiedzUsuń